niedziela, 14 marca 2010

Obniżanie wypłat odszkodowań z polisy autocasco

Jako wprowadzenie niech służy ten post z pewnego forum:
,, Witam,
Piszę w dość nietypowej sprawie:
W polisie zawartej dnia 08.01.2010 suma ubezpieczenia (wartość samochodu) określona przez przedstawiciela TU wyniosła 9 000 zł, dnia 08.02.2010 miałem kolizję z mojej winy, poszkodowanemu wypłacono odszkodowanie z mojego OC bez problemu, schodki zaczęły się przy przyznaniu odszkodowania z AC. Określono szkodę całkowitą ponieważ Wg TU koszt naprawy przekroczył 297% wartości pojazdu, wartość samochodu na dzień szkody wyniosła 4 400 zł (w przeciągu miesiąca zmalała o ok. 51 %? Nieprawdopodobne!), wartość pozostałości określono na 11 000 zł (jakim cudem?) wobec czego przyznano odszkodowanie - 3 300 zł.
Domyślam się, że mogli po prostu wpisać za dużo jedno zero, ale moim zdaniem takie sytuacje nie powinny mieć miejsca w przypadku poważnych spraw jakimi są te dot. przyznawania odszkodowania. Ale to można wybaczyć, Beznadziejnym faktem jest zaniżona wartość pojazdu.
W związku z tym piszę odwołanie o ponowne rozpatrzenie sprawy przez Zarząd xxxxxx,,
źródło:odzyskaj.info
Taki problem spotyka wielu ubezpieczonych.Po 2-3 miesiącach ich samochód potrafi stracić na wartości ok 50 %.Podczas gdy podatkowa stawka amortyzacji wynosi 20%.


nieruchomości rzeszów


Doszło do wypadku i mamy problem ubezpieczyciel wypłaca nam połowę wartości polisy.Przeważnie uzasadnia to tym że agent się i dokonał za wysokiej wyceny wartości naszego pojazdu.Ubezpieczyciel zwróci nam też nadpłatę składki.


Dlaczego agenci zawyżają wartość samochodu przy zawieraniu umowy ubezpieczenia? Odpowiedź jest prosta- dla większej prowizji.Ubezpieczony zazwyczaj nie reaguje bo myśli że w razie szkody otrzyma kwotę z polisy.Uważa ze zrobił dobry interes.Tymczasem kwota na polisie oznacza że zakład ubezpieczeń zapłaci odszkodowanie DO tej kwoty.Rozczarowanie przychodzi podczas procesu likwidacji szkody.
Nasuwa się jeszcze jedno pytanie.Która wycena jest wyceną błędną.Rozumie tolerancje błędu o 5,10,15 % ale 100% - to coś tu nie gra.Agent zawyżając wartość naszego samochodu robi to dla swojej większej prowizji.Tak więc wprowadza nas w błąd w celu osiągnięcia korzyści majątkowej jaka jest prowizja.Myślę że popełnia przestępstwo oszustwa
Art. 286. § 1
Kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania,
podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
§ 3. W wypadku mniejszej wagi, sprawca
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Dajcie znać o takich przypadkach
źródło: odszkodowania24.bblog.pl

środa, 10 marca 2010

Uszkodziłeś samochód na dziurze w drodze? - ubiegaj się o odszkodowanie

Jeżeli uszkodziłeś samochód na ulicy pełnej wyrw, możesz zażądać odszkodowania od urzędu miasta lub gminy. Samorządy są ubezpieczone na takie wypadki, ale się tym nie chwalą. Dlatego niewielu jak dotąd kierowców otrzymało pieniądze za zniszczenia aut powstałe z winy zarządcy drogi.
Urząd Miasta w Białej Podlaskiej wypłacił w ubiegłym roku kilku kierowcom odszkodowania za naprawę samochodów uszkodzonych na dziurawych ulicach. Były to różne kwoty: 200, 300 zł, ale i wyższe, 600-700 zł. W tym roku, jak informuje Ranata Szwed, dyrektor gabinetu prezydenta miasta, wpłynął jeden wniosek.
Ubytki w nawierzchni ulic są w tej chwili tak duże, że miasto na łatanie dziur po zimie wyda 1 mln 246 tys. zł, czyli wszystko, co przeznaczyło na naprawy w tym roku. Remonty wykona bialskie Przedsiębiorstwo Robót Drogowych. Ponadto na alei Jana Pawła II, od Francuskiej do Janowskiej, będzie położony nowy dywanik. Zanim jednak dziury znikną, samochody narażone będą na uszkodzenia i zniszczenia.
Jeśli już do tego dojdzie, o zwrot pieniędzy za naprawę można wystąpić do urzędu. Renata Szwed radzi, aby od razu po takim zdarzeniu wezwać na miejsce policję lub straż miejską w celu sporządzenia protokołu, którego kopię dobrze jest dołączyć, obok rachunku z warsztatu, do wniosku składanego w Urzędzie Miasta. Wskazane jest też wykonanie zdjęcia ubytku w jezdni oraz całej drogi, by było wiadomo, o którą ulicę chodzi. No i spisanie zeznań świadków, jeżeli tacy są. – Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystkie ulice w mieście są zarządzane przez miasto. Niektóre należą do spółdzielni mieszkaniowych. Jeżeli droga znajduje się w remoncie, współodpowiedzialność ponosi wykonawca robót – zaznacza Szwed. Trzyletnia polisa wykupiona w 2007 roku kosztowała miasto 510 tys. zł. Obejmuje także ubezpieczenie od kradzieży, włamań, wypadków losowych, również tych w szkołach i placówkach kultury.
Polisę drogową wykupuje także powiat bialski. I podobnie jak w przypadku miasta, kierowcy rzadko zwracają się o wypłatę odszkodowania. – To są pojedyncze przypadki. Staramy się temu zapobiegać, oznakowując niebezpieczne miejsca. Ale zdarzają się różne nieprzewidziane okoliczności, na przykład pojawiają się wyrwy spowodowane podmyciem jezdni po ulewie. Mamy to ubezpieczenie na wszelki wypadek – mówi Krystyna Beń, dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych w Białej Podlaskiej.
W powiecie bialskim jest przeszło tysiąc dwieście kilometrów dróg. Większość będzie wymagała po zimie solidnego remontu. W budżecie zapisano około miliona zł na bieżące utrzymanie całoroczne, z czego na same doraźne naprawy można przeznaczyć zaledwie 500-600 tys. zł. To tyle co nic. Na dodatek łatanie dziur rozpocznie się dopiero w kwietniu. Kierowcy muszą się więc uzbroić w cierpliwość. Najbardziej zniszczone są drogi: Biała Podlaska-Piszczac, Cicibór-Leśna Podlaska, Ortel-Studzianka-Łomazy, Dubów-Dokudów.
W powiecie łosickim zabrakło kasy na zimowe utrzymanie dróg i Zarząd Dróg Powiatowych wystąpił do starosty o dodatkowe 150 tys. zł. – Na remonty potrzeba będzie dużo więcej pieniędzy niż w poprzednich latach, i mam nadzieję, że uda nam się je uzyskać z oszczędności po przetargach na zaplanowane inwestycje – liczy Leszek Budrewicz, dyrektor ZDP w Łosicach.

nieruchomości rzeszów

Janusz Kobyliński, burmistrz miasta i gminy Łosice, pamięta tylko jeden przypadek wypłaty odszkodowania drogowego. Na ulicy Mickiewicza bus wjechał na wystającą studzienkę, którą po ulewie woda dookoła obmyła. – Był też wniosek od kierowcy, który postawił samochód przy znaku. Znak się przewrócił i porysował lakier. Stwierdziliśmy jednak, że zgodnie z przepisami pojazd powinien stać co najmniej 15 metrów dalej. Więc odszkodowanie nie należało się – wyjaśnia burmistrz. Jak ustaliliśmy, polisę ma także miasto Międzyrzec Podlaski.
Jarosław Przesław, dyrektor jednego z oddziałów firmy ubezpieczeniowej InterRisk, która często startuje w przetargach ogłaszanych przez miasta i gminy, przyznaje, że wysokość składki zależy w dużej mierze od ilości roszczeń wobec zarządcy dróg. To dlatego pewnie samorządy wolą nie informować mieszkańców o tym, że mogą występować o odszkodowania.
Stanisław Uściński, właściciel warsztatu samochodowego w Białej Podlaskiej: – Zalecam bardzo ostrożną jazdę, bo inaczej narazimy się na duży wydatek. Nawet jeśli ubytek w jezdni nie wydaje się duży na pierwszy rzut oka, to przecież nie wiemy, jak jest głęboki, szczególnie gdy przykrywa go woda. Najczęściej dochodzi do uszkodzenia miski olejowej, urwania wahacza, pęknięcia opony, zniszczenia felgi, zderzaka lub spojlera. Koszty naprawy mogą wynieść kilkaset złotych.
źródło:slowopodlasia.pl
POLECANE:
odszkodowania
odszkodowanie
odszkodowania1

niedziela, 7 marca 2010

Błąd medyczny - odszkodowanie

Coraz więcej pacjentów, którzy czują się ofiarami błędów lekarskich, oddaje sprawy do sądu. Najwyższe odszkodowania przekraczają milion złotych.
9-letni dziś Szymon nie chodzi, nie może siedzieć, je tylko zmiksowane posiłki, nie mówi, źle widzi i ma padaczkę. W trakcie trwającego sześć lat procesu sąd na podstawie ekspertyz biegłych stwierdził, że wszystko to jest następstwem błędów, jakich dopuścili się lekarze szpitala w Puławach, w którym chłopiec przyszedł na świat. Zamiast zastosować cesarskie cięcie, kilka dni wywoływali lekami poród naturalny. Ostatecznie, gdy chłopiec się urodził, nie oddychał i nie było akcji serca. Trzeba było go reanimować. Przeżył, ale jest kaleką.
W ubiegłym roku Sąd Apelacyjny w Lublinie podtrzymał wyrok sądu okręgowego i nakazał wypłacić rodzicom Szymona zadośćuczynienie w wysokości 600 tys. zł, 57 tys. odszkodowania wraz z odsetkami należnymi od początku procesu oraz rentę w wysokości 5,6 tys. złotych. W sumie - ponad milion złotych.
Odszkodowania idą w miliony
Na początku ubiegłego roku zapadł kolejny wyrok dotyczący szpitala w Puławach, również wydany przez lubelski sąd okręgowy. Przyznał on odszkodowanie rodzicom 6-letniej Martynki, która urodziła się z licznymi schorzeniami wywołanymi po błędzie przy porodzie. Dziewczynka miała porażenie mózgowe. Nie słyszała i nie widziała. Nie mogła siedzieć ani przełykać. Sąd uznał, że stan zdrowia dziecka spowodowany był tym, iż zamiast cesarskiego cięcia poród odbył się siłami natury. Stało się tak mimo zaleceń dyżurującej lekarz, która stwierdziła, że płód jest niedotleniony i należy natychmiast wykonać cesarskie cięcie. Kierowniczka dyżuru położniczo-ginekologicznego nie posłuchała. Sąd skazał ją na karę więzienia w zawieszeniu i roczny zakaz wykonywania zawodu.
Rodzice Martynki wytoczyli puławskiemu szpitalowi proces w lutym 2007 r. Żądali pół miliona odszkodowania i renty dla dziewczynki. W 2008 roku dziecko zmarło. W 2009 roku sąd okręgowy zasądził na ich rzecz 630 tys. zł odszkodowania.
Aż 2,4 mln zł i 6 tys. zł renty zażądali z kolei rodzice chłopca, który w trakcie rutynowego wycięcia migdałków w szpitalu w Poznaniu stracił zdrowie. W 2004 roku czteroletni Mateuszek po zabiegu stracił przytomność, przestało bić mu serce. Konieczna była reanimacja. W wyniku niedotlenienia mózgu dziecko nie mówi i nie chodzi. W grudniu ubiegłego roku Sąd Apelacyjny w Poznaniu uznał jednak wnioskowaną kwotę za "rażąco wygórowaną” i przyznał 750 tys. zł odszkodowania i 4,8 tys. zł miesięcznej renty.
Pozwów o odszkodowania za błędy lekarskie, powikłania po zabiegach itp. z roku na rok przybywa.
- Ale nie lawinowo, bo ciągle jeszcze boimy się sądów jak ognia – zaznacza Adam Sandauer, szef Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere”, które pomaga osobom poszkodowanym. – Szacujemy, że rocznie zdarza się w Polsce 20-30 tysięcy błędów i pomyłek lekarskich. Pozwów jest zaledwie około tysiąca. W dodatku bardzo często sprawy te są oddalane i umarzane, a kosztami procesu obciążany jest pacjent. Prawo jest tak skonstruowane, że to właśnie osoba poszkodowana ma udowodnić winę lekarza czy szpitala i nie może liczyć na żadną pomoc ze strony państwa.

Więcej spraw i odszkodowań

Dyrektorzy opolskich szpitali przyznają, że ich placówkom też zdarzają się przegrane procesy o odszkodowania. Wypłacają je firmy ubezpieczeniowe, bo szpitale mają obowiązek ubezpieczać się od odpowiedzialności cywilnej.



nieruchomości rzeszów




– W ostatnich latach odszkodowań w wysokości kilku czy kilkunastu tysięcy mieliśmy dwa, może trzy – mówi Marek Piskozub, dyrektor opolskiego Wojewódzkiego Centrum Medycznego. – W stosunku do wielkości placówki to bardzo niewiele. No i nie były to przypadki błędów lekarskich, ale sprawy związane z powikłaniami pozabiegowymi – tłumaczy.


Dr Julian Pakosz, z-ca dyr. Szpitala Wojewódzkiego w Opolu ds. lecznictwa, mówi w sumie o sześciu toczących się lub zakończonych już postępowaniach w ostatnich dwóch latach.
– Żaden z pozwów nie dotyczył błędów lekarskich – zapewnia. – Bywają natomiast niestety procesy związane z powikłaniami pozabiegowymi czy niezadowoleniem pacjentów z wyników leczenia. Ogromny postęp medycyny i coraz doskonalsza technologia powodują, że czasem od lekarzy oczekuje się cudu. Ale gdyby to było możliwe, to bylibyśmy nieśmiertelni. Tymczasem, mimo osiągnięć na wielu polach, długo jeszcze lekarze i medycyna stawać będą w sytuacjach, w których nie ma oczywistych rozwiązań.
Roszczenia pacjentów wobec Szpitala Wojewódzkiego sięgały w ostatnim czasie od kilkunastu do nawet ponad 200 tys. zł.
– Ale tak wysokich odszkodowań nasz ubezpieczyciel nie musiał jeszcze wypłacać – mówi dr Pakosz. – Zdarzyły się natomiast takie rzędu 20 tysięcy.
W jednym z tych przypadków pacjent cierpiący od lat na schorzenia ortopedyczne po kilkunastu operacjach w kilku różnych klinikach operowany był też w opolskim Szpitalu Wojewódzkim.
– Jego stan po operacji się poprawił, ale nie był zgodny z oczekiwaniami – wspomina dr Julian Pakosz. – Prawdopodobnie przed zabiegiem zbyt lakonicznie udzielono mu informacji na temat efektów i nadzieje były zbyt duże.
Najwyższe w historii odszkodowanie na Opolszczyźnie zapłacił kilka lat temu szpital ginekologiczno-położniczy w Opolu. Było to ponad 800 tys. zł. Na przełomie roku 2008 i 2009 w związku z inną sprawą musiał wypłacić kolejne 98 tys. Dyrektor Aleksandra Kozok wraca do tego niechętnie i nie chce mówić o szczegółach.
– Bo to dla nas sprawy przykre, nie tylko ze względów finansowych – mówi. – Jeśli coś takiego się zdarzy, a na szczęście zdarza się bardzo rzadko i większość z procesów jest przez sądy oddalana, to przeżywają to również pracownicy zespołu. Lekarz, położna czy pielęgniarka to zawody szczególnej odpowiedzialności i wykonują je ludzie z powołaniem. A powikłania czasem mają miejsce niezależnie od wiedzy i najlepszych chęci. Pacjenci czy ich rodziny mają natomiast prawo dochodzić zadośćuczynienia za poniesiony uszczerbek na zdrowiu czy odczucie cierpienia i to szanujemy.
Szpitalowi w Nysie większe sprawy się dotychczas nie zdarzyły, ale 3-4 razy do roku podpisywane są ugody z pacjentami skutkujące wypłacaniem kilku tysięcy złotych.
– Przy sprawach drobnych ubezpieczyciel wybiera taką formę, by nie brnąć w wieloletnie procesy – wyjaśnia Norbert Krajczy, dyrektor placówki. – Ale nawet tak niewielkie odszkodowania skutkują podniesieniem stawki za ubezpieczenie za rok następny.

Brak informacji to też błąd

– Ale wiele procesów rozstrzyganych jest na korzyść szpitali – podkreśla dr Julian Pakosz.
– W ubiegłym roku mieliśmy na przykład sprawę o 200 tysięcy odszkodowania – wspomina dyrektor. – Chodziło o przewlekle chorą pacjentkę, operowaliśmy ją w stanie zagrożenia życia. Sąd uznał, wspierając się opinią biegłych, że gdybyśmy tej interwencji nie podjęli, to pacjentka by nie przeżyła. Z przewlekłej choroby jednak dzięki temu zabiegowi nie wyszła i to było przyczyną pozwu.
Dyrektorzy szpitali, przedstawiciele Izby Lekarskiej i Okręgowego Sądu Lekarskiego twierdzą, że jedną z najczęstszych przyczyn skarg i pozwów jest brak odpowiedniej informacji udzielanej pacjentowi.
– Dla przykładu: jeśli usuwam ząb, to mój pacjent powinien być poinformowany, że przez około pół roku mogą się zdarzać drętwienia żuchwy czy zaburzenia krzepnięcia krwi – wyjaśnia dr Rafał Pędich, przewodniczący Okręgowego Sądu Lekarskiego w Opolu. – Jeśli się tak zdarzy, powinien się do mnie zgłosić. I ma to usłyszeć przed zabiegiem. Na konieczność podawania rzetelnej i pełnej informacji o ewentualnych konsekwencjach zabiegu czy terapii ciągle uczulamy lekarzy. Bo powikłania mogą się zdarzyć zawsze.
Nieinformowanie o nich też może się skończyć olbrzymim odszkodowaniem. Przykładem tego jest przypadek pani Teresy, emerytowanej nauczycielki z Warszawy. W 1989 roku przeszła ona w jednym z warszawskich szpitali badanie diagnostyczne. Użyto w nim dozwolonego jeszcze wtedy, ale przestarzałego i niosącego duże ryzyko preparatu. Pani Teresy nikt o tym ryzyku przed zabiegiem nie poinformował. A ten spowodował paraliż ciała od piersi w dół.



odszkodowania za wypadek przy pracy, odszkodowanie powypadkowe







Proces w tej sprawie trwał 16 lat! W finale sąd uznał, iż badanie przeprowadzono prawidłowo, ale nikt nie zapytał o zgodę na nie pacjentki. A powinien.


W związku z tym Ministerstwo Zdrowia, któremu ów szpital podlegał, musiało wypłacić poszkodowanej milion złotych renty i zadośćuczynienia za krzywdy i cierpienia oraz koszty rehabilitacji, lekarstw oraz diety. Bo brak informacji to też forma lekarskiego błędu.

Szpitale to łakomy kąsek

W opolskim sądzie lekarskim na bieżąco toczy się kilka spraw. W ubiegłym roku było ich około 30. Organ ten może ukarać winnego lekarza upomnieniem, a w skrajnych przypadkach odebraniem prawa wykonywania zawodu. Pacjenci, którzy czują się poszkodowani, korzystają też z procesów cywilnych. Lekarze podkreślają swoje dobre chęci, ale są pewni, że takie sprawy są i będą się zdarzać.



odszkodowania za wypadek przy pracy, odszkodowanie powypadkowe







– Choćby dlatego, że jest coraz więcej firm prawniczych, które specjalizują się w tego typu procesach – mówi Norbert Krajczy. – A służba zdrowia to łakomy kąsek dla tych, którzy chcieliby powalczyć o odszkodowanie...


Prof. Marian Zembala, znakomity polski kardiochirurg, dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, opowiada:
– Trafił do nas kilka lat temu 72-latek z ciężkim pozawałowym u szkodzeniem serca. Był konsultowany w pięciu innych ośrodkach kardiochirurgii. Nie nadawał się do przeszczepu. Miał zaawansowaną miażdżycę, przeszedł chorobę nowotworową. Mimo to zdecydowaliśmy się przeprowadzić zabieg, który dawał mu 60 procent szans na przeżycie. Oczywiście konsultowaliśmy to z żoną. Pacjent był u nas trzy miesiące. Potem wyszedł, zaczął nawet chodzić. Ale jakiś czas potem, na skutek zrostów po guzie w jamie brzusznej, zmarł.
Po jego śmierci w Polsce zjawił się syn, który mieszkał w Niemczech, i oskarżył lekarzy o błąd w sztuce, żądając odszkodowania.
– Żona zmarłego przyznała, że syn nie bardzo interesował się ojcem w czasie choroby – mówi profesor. – Gdy ten zmarł, poszedł do sądów i gazet...
I dodaje: – Takie procesy mogą niestety sprawić, że niektórzy lekarze będą się obawiali podjąć zabiegów obarczonych dużym stopniem ryzyka. A przecież te zabiegi często kończą się sukcesem.

Byle nie popaść w rutynę

Dr Jerzy Jakubiszyn, laryngolog, szef Okręgowej Izby Lekarskiej w Opolu, zaznacza, że ewidentne błędy lekarskie – np. sławetne zaszywanie narzędzi, wacików czy chust w organizmie – to dziś margines. Może się natomiast zdarzyć zła diagnoza czy – gdy tempo pracy i stres jest duży – przeoczenie.
– Na przykład w przypadku urazów wielonarządowych, gdy lekarz skupia się na – wydaje się – najbardziej uszkodzonym organie. A po jakimś czasie okazuje się, że nie dostrzegł mało widocznego urazu któregoś z ważniejszych dla funkcji życiowych narządu – mówi. – Trzeba też pamiętać o tym, że nie ma dwóch identycznych pacjentów. Dlatego czasem nawet banalny zabieg może się okazać poważny.
Dr Jakubiszyn przestrzega też przed rutyną i zbyt pochopnym podejmowaniem decyzji. – Jeśli cztery na pięć objawów wskazuje na to, że należy postawić określoną diagnozę, to sprawdź ten piąty. On może zmienić wszystko. Dlatego lekarze, nawet ci najlepsi, tak często się konsultują.
I dodaje: – Ludzki organizm to nie automat. Każdy jest inny, towarzyszą mu inne uwarunkowania. A medycyna to nie klocki. I pewnie każdy lekarz z kilkunastoletnim doświadczeniem choć raz był w sytuacji, gdy miał wątpliwości co do stawianej diagnozy albo podejmował decyzje na granicy ryzyka. Mimo olbrzymiego postępu organizm ludzki i medycyna nadal są tajemnicą.
Czy da się uniknąć błędów lekarskich, złych diagnoz, powikłań i procesów? Nie – przyznają lekarze. Bo niektóre powikłania po prostu mogą się zdarzać przy konkretnych zabiegach czy formach terapii. Złych diagnoz natomiast można się starać unikać.
– Ale to często bywa sztuka wyboru między 2-3 równoważnymi metodami – stwierdza dr Julian Pakosz ze Szpitala Wojewódzkiego w Opolu. – Którąś trzeba wybrać i nigdy nie ma całkowitej pewności, że ta, którą zastosujemy, okaże się najlepsza.
– Za to ewidentnych błędów można się ustrzec – dodaje. – To kwestia staranności i dobrej organizacji.
– Ważne jest, by nawet gdy posiadamy ogromną wiedzę medyczną i wiele lat doświadczenia, nie zapomnieć o pokorze – przestrzega prof. Marian Zembala.
źródło: nto.pl
POLECANE:
odszkodowanie

odszkodowania

sobota, 6 marca 2010

Dwoje licealistów domaga sie odszkodowania za krzyże w szkole

Dwoje licealistów z Wrocławia, którzy zaistnieli próbując doprowdzić do usunięcia krzyży w swojej szkole będzie się procesować z eurodeputowanym PiS Ryszardem Legutką. We wtorek złożyli pozew. Maturzyści domagają się przeprosin i 5 tys. zł odszkodowania na cele społeczne. Pomaga im Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Co tak ubodło członka redakcji antyklerykalnego portalu Racjonalista.pl. Zuzannę Niemier i Tomasza Chabinkę, że zamiast uczyć się do matury postanowili się procesować z byłym ministrem edukacji? - „Szczeniacka zadyma" zrobiona przez "rozpuszczonych smarkaczy, którzy czują się bezkarnie" – tymi słowami prof. Ryszard Legutko nazwał akcję uczniów z XIV LO we Wrocławiu.

nieruchomości rzeszów

W sprawę zaangażowała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która wzięła stronę maturzystów. - Te słowa, zdaniem uczniów, naruszyły ich dobra osobiste - ocenił Maciej Bernatt z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Nie ma wątpliwości, że polityk zajmujący tak wysokie stanowisko powinien wyrażać swoje poglądy w taki sposób, aby nie dyskredytować działań młodych osób – dodał.
Z kolei pisarz i publicysta Bronisław Wildstein w rozmowie z Fronda.pl zamieszanie wywołane przez dwójkę młodych ludzi ocenił krótko: - Jestem zaskoczony, że rozwydrzonych gówniarzy nie można nazwać rozpuszczonymi smarkaczami. A do tego pomaga im organizacja szczycąca się ochroną praw człowieka. Tutaj występuje ograniczając wolność wypowiedzi i odbiera możliwość nazywania rzeczy po imieniu.
Uczniowie, rozochoceni orzeczeniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka ws. krzyży we włoskiej szkole, postanowili zdobyć sławę. Zażądali, żeby w ich szkole pozdejmować wizerunki ukrzyżowanego Jezusa. Ich postulat wywołał poruszenie w skali kraju. Skrajnie lewicowa "Gazeta Wyborcza" przedstawiała tych młodych ludzi jak bohaterów walki o wolność.
We wrocławskim liceum odbyła się w tej sprawie debata, w trakcie której uczniowie odcięli się od pomysłu swoich kolegów.
źródło: fronda.pl
POLECANE:
ODSZKODOWANIE

ODSZKODOWANIA

czwartek, 4 marca 2010

Podejrzani żądają odszkodowania

Dwóch spośród czterech uniewinnionych od zarzutu zamachu na Henryka M., ps. Lewatywa, kiedyś znanego w Bydgoszczy gangstera, chce odszkodowania za tymczasowe aresztowanie.
Jak dowiedziała się "Pomorska", pozwy o odszkodowanie złożyli Stefan Ch., ps. Stif i Tadeusz Sz., ps. Warszawiak. Obaj są znani w bydgoskim półświatku przestępczym. Obaj byli lub są bohaterami wielu procesów kryminalnych. Ch. jest obecnie oskarżony m.in. o porwanie i przetrzymywanie w skrajnych warunkach dla okupu dwóch Holendrów. "Warszawiak" ł zamieszany w sprawę łódzkiej ośmiornicy.



nieruchomości rzeszów



Mimo to obaj bydgoszczanie zgodnie z prawem mogą ubiegać się o odszkodowanie. W czasie, kiedy postawiono im zarzut próby zabójstwa Henryka M. byli na wolności. Dwaj pozostali - Robert M. - "Sałata" i Jacek W. - "Szafir", nie skorzystali z takiej możliwości, bo już byli w areszcie, pod zarzutem popełnienia innych przestępstw.


W sądzie nie poinformowano nas, jakiej wysokości odszkodowania żądają oczyszczeni z zarzutów. Sąd Okręgowy zbada sprawę pod koniec kwietnia.
Henryk M. został postrzelony 6 marca 2000 roku przed blokiem przy ulicy Traugutta, w którym mieszkał. Właśnie wracał z własnego ślubu. Jedynym świadkiem, który widział sprawców była sąsiadka "Lewatywy". Z jej opisu wynikało, że zamachowcy wyglądali jak ekipa remontowa. Mieli drabinę i byli ubrani w kombinezony.


źródło: pomorska.pl

środa, 3 marca 2010

Odszkodowanie za źle podaną prognoze pogody

Wszyscy wiemy ,że prognozy pogody są czasem błędne i nie bierzemy ich pod uwagę w planowaniu naszych wczasów ale nie było tak przypadku Izraelskiej kobiety która pozwała stację TV za niedokładną prognozę.


nieruchomości rzeszów


Stacja zapowiadała ładną pogodę a stało się inaczej. Kobieta ubrała się w letnią suknię i złapała grypę. Przebywała tydzień na zwolnieni lekarskim, musiała kupić lekarstwa .Cała ta sytuacja wywołała u niej stres. Pozwała stację TV o 1000 dolarów odszkodowania i wygrała.
źródło: odszkodowania24.bblog.pl/

wtorek, 2 marca 2010

Odszkodowanie od Gazpromu

Słowacki odpowiednik PGNiG, spółka SPP zaskarżyła do sądu arbitrażowego Gazprom. Nasi południowi sąsiedzi będą domagali się odszkodowania za kłopoty, jakie powstały w wyniku wstrzymania dostaw gazu na początku ubiegłego roku.odpowiednik
- Zachowujemy się tak jak inne spółki europejskie, które w wyniku wstrzymania dostaw gazu poniosły straty - mówi Onderej Sebesta z SPP.
Słowacja obok Bułgarii była tym krajem Unii Europejskiej, który najbardziej ucierpiał w wyniku przerw w dostawach gazu. Starty szacowane są nawet na setki milionów euro. Część słowackich odbiorców gazu zażądała od SPP odszkodowania. Teraz gazowa spółka domaga się tego samego od Gazpromu.

nieruchomości rzeszów


Na razie nie wiadomo o jakie pieniądze chodzi. Raczej przesądzone jest, że odszkodowanie nie będzie wypłacone w „żywej gotówce”.
- Chcemy uzyskac podobne warunki jak inni odbiorcy, którzy ucierpieli z powodu wstrzymania dostaw - mówi Sebesta.
Najbardziej prawdopodobne są więc rabaty. Takie rabaty na trzy lata Gazprom udzielił już niemieckiemu koncernowi E.ON, włoskiemu ENI i tureckiemu Botas. Z informacji spółek wynika, że około jednej szóstej gazu zamówionego od Gazpromu firmy będą kupować po niższych cenach, takich jakie obowiązują w dostawach natychmiastowych.
Być może Słowacja uzyska wyższy rabat, ponieważ ją braki w dostawach gazu dotknęły najbardziej. - Wciąż jesteśmy otwarci na propozycje - mówi Sebesta.
źródło:gazownictwo.wnp.pl
POLECANE:
odszkodowanie1
odszkodowania12

poniedziałek, 1 marca 2010

Zadośćuczynienie i odszkodowanie za błąd lekarzy.

Rodzice dziewczynki z porażeniem mózgowym, którzy wywalczyli już 800 tys. zł odszkodowania za błąd lekarski, domagają się teraz 350 tys. zł zadośćuczynienia.
Jak podaje Dziennik Łódzki, do powikłań doszło przy porodzie w Szpitalu Powiatowym w Wieruszowie w 2004 r. Rodzice dziewczynki pozwali szpital. Lekarze z powiatowej lecznicy twierdzili, że porażenie mogło być wynikiem wrodzonej wady mózgu. W 2008 r. Sąd Apelacyjny w Łodzi uznał jednak, że miał miejsce błąd lekarski i zasądził na rzecz rodziców 800 tys. zł odszkodowania oraz dożywotnią rentę w wysokości 4 tys. zł miesięcznie. Dziecko zmarło w roku wydania decyzji sądu.




nieruchomości rzeszów



Obecnie jego rodzice domagają się pieniędzy za straty moralne i psychiczne. Tym razem od powiatu wieruszowskiego. W sierpniu 2008 r. SPZOZ w Wieruszowie został zlikwidowany. Od września 2008 r. szpital działa jako spółka prawa handlowego ze 100-procentowym udziałem powiatu i nosi obecnie nazwę Powiatowe Centrum Medyczne sp. z o.o NZOZ Szpital Powiatowy w Wieruszowie. Ponieważ powiat przejął zobowiązania SPZOZ, starostwo czeka teraz proces o zadośćuczynienie. Rodzice odrzucili proponowaną przez sąd ugodę, gdyż twierdzą, że dotąd nie otrzymali wszystkich pieniędzy.


– Dotychczas wypłaciliśmy ok. 1 mln złotych. Na tę sumę składają się m.in. odszkodowanie, koszty procesu, wypłaty renty. Pieniędze trafiły do mecenasa, który reprezentował rodziców dziewczynki. Nie wiemy jednak, jak wyglądają rozliczenia pomiędzy nimi – zapewnia portal rynekzdrowia.pl Andrzej Szymanek, starosta wieruszowski.
Władze powiatu chcą wiedzieć, czy pieniądze z odszkodowania, które dotąd wypłacili rodzicom, trafiły na cele związane z potrzebami dziecka. Jak podaje Dziennik Łódzki, adwokaci uważają, że rodzice nie muszą uzasadniać wydatków, a to, że ponieśli straty moralne nie podlega dyskusji. Umowna może być tylko kwota roszczenia.
źródło: rynekzdrowia.pl
POLECANE:
odszkodowania

odszkodowanie