CHEŁMEK. Kopalnia nigdy nie zamierzała i nie zamierza wypłacać odszkodowań wszystkim poszkodowanym przez wstrząsy. Wyjątkiem jest trzęsienie odnotowane 9 lutego. To fakty, które wyszły na jaw podczas czwartkowej sesji rady miejskiej.
Na spotkanie z radnymi przyszli: dyrektor techniczny kopalni Piast Jacek Kudela, główny inżynier ds. tąpań Jerzy Pituła oraz główny inżynier mierniczo-geologiczny Dariusz Bieroński.
Po wstrząsie z 9 lutego do tej pory do kopalni wpłynęło ponad 700 wniosków o odszkodowanie. 63 z gminy Chełmek.
- Przeprowadziliśmy oględziny w 20 chełmeckich i gorzowskich domach. Z tego 11 postępowań zakończyliśmy ugodą i wypłacimy ludziom pieniądze - poinformował Jerzy Pituła.
- Teraz, po wstrząsie z 9 lutego, rozpatrujemy wszystkie wnioski. Po innych wstrząsach nie będziemy stosowali tej metody - tłumaczył Jacek Kudela.
Strefa, w której przedstawiciele Piasta pochylają się nad szkodami kończy się na ul. Oświęcimskiej i Jagiellońskiej (jadąc od Oświęcimia po lewej stronie ulic). Właściciele domów, usytuowanych po prawej stronie szosy, choćby całe popękały w wyniku działalności kopalni, odszkodowania nie dostaną.
źródło: www.przelom.pl
sobota, 27 lutego 2010
poniedziałek, 15 lutego 2010
KATYŃ odszkodowanie.
Rosyjscy komuniści domagają się powołania komisji parlamentarnej, która udowodni, że Polaków w Katyniu zabili Niemcy. W przeciwnym wypadku Polska zażąda 100 mld dol. odszkodowania i cały majątek państwa rosyjskiego za granicą zostanie skonfiskowany
Komunistyczny poseł Wiktor Iliuchin, występując przed Dumą, tłumaczył kolegom, że Rosja stanęła w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa. 5 maja Hillary Clinton otworzy w Kongresie USA wystawę poświęconą polskim oficerom zamordowanym w Katyniu. W ten sposób Stany Zjednoczone poprą polską wersję o rozstrzelaniu Polaków wiosną 1940 r. przez NKWD. W samej Polsce planowana jest w tym czasie "cała seria imprez noszących antyrosyjski charakter".Do dziś, jak przypomniał poseł, do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka trafiło 70 skarg przeciw Rosji od krewnych ofiar Katynia. - Polska chce skierować ogólną skargę przeciw nam za rozstrzelanie wszystkich oficerów i zażądać 100 mld dol. odszkodowania. Płacić będzie już Rosja, nasze dzieci, nie ZSRR. Jest bardzo prawdopodobne, że na majątek i konta Rosji za granicą zostanie nałożony areszt w celu zaspokojenia tych roszczeń - bił na alarm Iliuchin.
Tymczasem wersja zbrodni, w której winni są Rosjanie, to tylko "wymysły propagandy goebbelsowskiej". Według Iliuchina bliżej nieznana społeczna komisja historyków i polityków - mimo iż władze rzucają jej kłody pod nogi - w ostatnich latach znalazła dowody na to, że Polacy zostali rozstrzelani z broni niemieckiej przez Niemców.
nieruchomości rzeszów
Poseł nie precyzuje, jacy historycy doszli do tych wniosków. Chodzi mu jednak o amatorów, takich jak metalurg z zawodu Jurij Muchin, który poświęcił życie gloryfikacji postaci Stalina, a dokumenty świadczące o jego zbrodniach uważa za fałszywki spreparowane przez Amerykanów, Polaków, Żydów i takich zdrajców Rosji jak Michaił Gorbaczow, Borys Jelcyn, a ostatnio nawet Władimir Putin.
Iliuchin w imieniu swojej frakcji domaga się "powstrzymania Putina", który w kwietniu ma wziąć udział w obchodach 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, "od powtarzania przedwczesnych i najpewniej błędnych twierdzeń w sprawie śmierci oficerów polskich". Niezbędne jest też powołanie komisji parlamentarnej, która - uzyskawszy dostęp do archiwów - ustali prawdę o Katyniu.
Parlamentarzyści powinni jego zdaniem zająć się również zbadaniem okoliczności śmierci "od 80 do 120 tys. czerwonoarmistów" wziętych do niewoli polskiej w 1920 r. Ta ostatnia kwestia, przypominana przez niektórych Rosjan jako dyżurny argument przeciwko Polakom, została dokładnie zbadana przez historyków polskich i rosyjskich, którzy doszli do wspólnego wniosku, że od chorób, głodu, ciężkich warunków w niewoli polskiej umarło nie więcej niż 18 tys. czerwonoarmistów.
- Nie wierzę, że taka komisja powstanie. Jeśli jednak będzie powołana, mnie tam nie poproszą, choć byłbym gotów stanąć przed nią. I przypomniałbym, że zbrodnia katyńska to nie tylko Katyń. Ponad 6 tys. Polaków wiosną 1940 r. rozstrzelali kaci z NKWD z niemieckich waltherów w Kalininie [dziś Twer]. Zostali pochowani w Miednoje - w miejscu, do którego armia niemiecka w czasie wojny nigdy nie dotarła - mówi "Gazecie" Anatolij Jabłokow, były prokurator wojskowy, który w latach 1990-94 kierował najpierw radzieckim, a potem rosyjskim śledztwem w sprawie zbrodni katyńskiej.
Źródło: Gazeta Wyborcza
POLECANE:
Odszkodowanie za zjedzenie hamburgera z igłą.
Klient restauracji Burger King w Bedford razem z kawałkiem swojej kanapki połknął igłę. Spuchł i nie mógł pracować przez pół roku. Tak przynajmniej wynika z relacji poszkodowanego. Po nieudanych próbach polubownego załatwienia bulwersującego przypadku sprawą ostatecznie zajmnie się sąd.
- Po trzecim kęsie poczułem, że coś przechodzi mi przez gardło. Syn stwierdził jednak, że to może być kawałek sałaty - opowiada Oscar Chaves.
Później jednak mężczyzna trafił do szpitala, a lekarze znaleźli w jego żołądku igłę o długości 5 cm. Stwierdzili też u pacjenta uszkodzenie przełyku.
nieruchomości rzeszów
- Miałem przez 8 tygodni spuchnięta twarz i musiałem przejść półroczne leczenie. Nie mogłem pracować - wspomina Chaves.
Pechowy klient chciał, aby sieć zwróciła mu 15 tys. dolarów za leczenie. Firma nie zgodziła się jednak na takie rozwiązanie.
Przeprosiła jedynie klienta i poprosiła o zwrot igły. Zaproponowała też wypłatę 5 tys. dolarów odszkodowania - pisze „MyFox”.
To rozzłościło Chavesa, który zatrudnił prawnika i teraz domaga się 1,5 mln dol. odszkodowania.
- Nie chciałem iść z tym do sądu. Chodziło tylko o pokrycie kosztów leczenia. Po takiej odpowiedzi, nie zostawili mi jednak wyboru - tłumaczy klient.
Finał sporu wydaje się być bardzo ciekawy. Czy niejaki Chaves to wyjątkowy pechowiec, który trafił w renomowanej sieci fast food naprawdę na “igłowego” hamburgera, czy też jest kolejnym naciągaczem, który ryzykując utratę zdrowia stara się wyłudzić odszkodowanie? Nie jest przecież przesądzone, że poszkodowany sam umieścił w kanapce maluteńki przedmiot, absolutnie nie nadający się do spożycia.
źródło:www.meritum-news.com
POLECANE:
- Po trzecim kęsie poczułem, że coś przechodzi mi przez gardło. Syn stwierdził jednak, że to może być kawałek sałaty - opowiada Oscar Chaves.
Później jednak mężczyzna trafił do szpitala, a lekarze znaleźli w jego żołądku igłę o długości 5 cm. Stwierdzili też u pacjenta uszkodzenie przełyku.
nieruchomości rzeszów
- Miałem przez 8 tygodni spuchnięta twarz i musiałem przejść półroczne leczenie. Nie mogłem pracować - wspomina Chaves.
Pechowy klient chciał, aby sieć zwróciła mu 15 tys. dolarów za leczenie. Firma nie zgodziła się jednak na takie rozwiązanie.
Przeprosiła jedynie klienta i poprosiła o zwrot igły. Zaproponowała też wypłatę 5 tys. dolarów odszkodowania - pisze „MyFox”.
To rozzłościło Chavesa, który zatrudnił prawnika i teraz domaga się 1,5 mln dol. odszkodowania.
- Nie chciałem iść z tym do sądu. Chodziło tylko o pokrycie kosztów leczenia. Po takiej odpowiedzi, nie zostawili mi jednak wyboru - tłumaczy klient.
Finał sporu wydaje się być bardzo ciekawy. Czy niejaki Chaves to wyjątkowy pechowiec, który trafił w renomowanej sieci fast food naprawdę na “igłowego” hamburgera, czy też jest kolejnym naciągaczem, który ryzykując utratę zdrowia stara się wyłudzić odszkodowanie? Nie jest przecież przesądzone, że poszkodowany sam umieścił w kanapce maluteńki przedmiot, absolutnie nie nadający się do spożycia.
źródło:www.meritum-news.com
POLECANE:
odszkodowanie
odszkodowania
środa, 10 lutego 2010
Odszkodowanie za pomyłke policji.
Poszukujący przestępcy policjanci wtargnęli przez pomyłkę do innego mieszkania. Lokator, który ma od tej pory poważne kłopoty z kręgosłupem, żąda od policji 200 tys. zł odszkodowania. Dziś przed warszawskim sądem rozpoczyna się proces w tej sprawie.
nieruchomości rzeszów
W środę 10 lutego 2010 r. i w piątek 12 lutego 2010 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie (Al. Solidarności 127) odbędą się dwie kolejne rozprawy w sprawie Piotra D. przeciwko Skarbowi Państwa - Komendantowi Wojewódzkiemu Policji w Białymstoku. (sygn. XXV C 351/09). Piotr D. pozwał Skarb Państwa o zadośćuczynienie i odszkodowanie w wysokości ok. 200 tys. zł, w związku z interwencją Policji w jego mieszkaniu na Bielanach w Warszawie, która miała miejsce 5 lutego 2008 r. Policjanci z grupy antyterrorystycznej w czasie interwencji brutalnie nadużyli siły, w wyniku czego Piotr D. ma poważne problemy zdrowotne z kręgosłupem. Na krótko po wtargnięciu do mieszkania Piotra D. okazało się, że cała akcja była pomyłką. Policja błędnie zidentyfikowała lokal, w którym rzekomo mieli przebywać niebezpieczni przestępcy. Piotr D. jest informatykiem, a owe mieszkanie wynajmował już od półtora roku.
Od zdarzenia przez ponad rok trwały bezskuteczne próby ugodowe, związane m.in. z trudnościami w ustaleniu, kto był odpowiedzialny za całą akcję. Ostatecznie udało się ustalić, że za tę interwencję odpowiadał samodzielny pododdział antyterrorystyczny policji w Białymstoku, podległy bezpośrednio pod Komendanta Wojewódzkiego w Białymstoku. Ta jednostka Policji została pozwana przez Piotra D.
Na dwóch planowanych rozprawach zeznania składać będą policjanci, którzy brali udział w akcji. Sprawa Piotra D. jest objęta Programem Spraw Precedensowych Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Piotra D. reprezentuje pro bono mec. Joanna Młot-Schönthaler z kancelarii Clifford Chance.
źródło: lex.pl
nieruchomości rzeszów
W środę 10 lutego 2010 r. i w piątek 12 lutego 2010 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie (Al. Solidarności 127) odbędą się dwie kolejne rozprawy w sprawie Piotra D. przeciwko Skarbowi Państwa - Komendantowi Wojewódzkiemu Policji w Białymstoku. (sygn. XXV C 351/09). Piotr D. pozwał Skarb Państwa o zadośćuczynienie i odszkodowanie w wysokości ok. 200 tys. zł, w związku z interwencją Policji w jego mieszkaniu na Bielanach w Warszawie, która miała miejsce 5 lutego 2008 r. Policjanci z grupy antyterrorystycznej w czasie interwencji brutalnie nadużyli siły, w wyniku czego Piotr D. ma poważne problemy zdrowotne z kręgosłupem. Na krótko po wtargnięciu do mieszkania Piotra D. okazało się, że cała akcja była pomyłką. Policja błędnie zidentyfikowała lokal, w którym rzekomo mieli przebywać niebezpieczni przestępcy. Piotr D. jest informatykiem, a owe mieszkanie wynajmował już od półtora roku.
Od zdarzenia przez ponad rok trwały bezskuteczne próby ugodowe, związane m.in. z trudnościami w ustaleniu, kto był odpowiedzialny za całą akcję. Ostatecznie udało się ustalić, że za tę interwencję odpowiadał samodzielny pododdział antyterrorystyczny policji w Białymstoku, podległy bezpośrednio pod Komendanta Wojewódzkiego w Białymstoku. Ta jednostka Policji została pozwana przez Piotra D.
Na dwóch planowanych rozprawach zeznania składać będą policjanci, którzy brali udział w akcji. Sprawa Piotra D. jest objęta Programem Spraw Precedensowych Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Piotra D. reprezentuje pro bono mec. Joanna Młot-Schönthaler z kancelarii Clifford Chance.
źródło: lex.pl
poniedziałek, 8 lutego 2010
Żądają miliona odszkodowania za śmierć syna.
29-latek w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł w areszcie w Tarnowskich Górach tuż po zatrzymaniu. Jego rodzice domagają się miliona złotych zadośćuczynienia. - Wyrok w tej sprawie będzie miał wpływ na postępowanie z aresztowanymi - uważają prawnicy.
- Nic na ten temat nie wiemy i do czasu aż sąd nie przekaże nam odpisu pozwu nie będziemy komentowali tej sprawy - mówi kapitan Piotr Kołodziej, zastępca dyrektora aresztu śledczego w Tarnowskich Górach. To od tej placówki rodzice Sebastiana Parkitnego domagają się miliona złotych zadośćuczynienia oraz zwrotu kosztów pogrzebu. Zarzucają strażnikom niedopełnienie obowiązków i niezapewnienie ich synowi bezpieczeństwa. To rekordowe żądanie w historii śląskiej służby więziennej.Pozew Parkitnych został przyjęty przez Sąd Okręgowy w Gliwicach, kilkanaście dni temu zostali też zwolnieni przez sędziów z kosztów. - Nie jesteśmy pazerni. Chcemy, żeby ten proces był nauczką dla funkcjonariuszy, bo przecież aresztowani to też ludzie - mówi Danuta Parkitna, matka zmarłego mężczyzny.
29-letni Sebastian z Dąbrowy Górniczej został zatrzymany przez oficerów Centralnego Biura Śledczego w grudniu 2006 r. Był podejrzany o udział w zorganizowanej grupie przestępczej i pobicie członków klubu motocyklowego z Opolszczyzny. Na wniosek prokuratury mężczyzna trafił do aresztu w Tarnowskich Górach. Był zdrowy, co roku - jako kierowca testowy samochodów rajdowych - przechodził specjalistyczne badania lekarskie.
Dziesięć dni po aresztowaniu nieoczekiwanie zmarł. Sekcja zwłok wykazała, że powodem zgonu był obrzęk mózgu. Według biegłych najbardziej prawdopodobną przyczyną jego powstania mogło być zatrucie nieznaną substancją. Nie potrafili jednak ustalić, jak było w tym przypadku, bo tuż po śmierci mężczyzny w niewyjaśnionych okolicznościach znikła koszulka, na którą wymiotował. Specjaliści nie mogli więc zbadać wymiocin.
nieruchomości rzeszów
Wiadomo, że po kolacji Parkitny zaczął się skarżyć współwięźniom, że boli go brzuch i głowa, miał też wymioty i biegunkę. Około godz. 23 stracił przytomność i zaczął się moczyć. Koledzy z celi alarmowali strażników. Jednak ci karetkę pogotowia wezwali dopiero po godz. 1, a znajdujący się w śpiączce mężczyzna do szpitala trafił dopiero o godz. 3. Wtedy na ratunek było już jednak za późno.
- W areszcie nie było stałej opieki lekarskiej, nikt nie nadzorował cel z więźniami, dochodziło tam do przypadków przemocy, a służbie więziennej prawie godzinę zajęło zorganizowanie konwoju, który zawiózł syna do szpitala - wylicza Danuta Parkitna. Zdaniem jej męża Zdzisława te błędy i zaniechania strażników przyczyniły się do śmierci ich syna. - Sebastian nie miał statusu niebezpiecznego przestępcy, więc gdyby od razu zawieźli go do szpitala, być może by żył - mówi rozżalony ojciec.
Służba więzienna nie komentuje tych zarzutów. - Dla nas to także była przykra sprawa, jednak wszystkie jej okoliczności wyjaśnia prokuratura i czekamy na jej ustalenia - mówi kapitan Kołodziej.
31 grudnia śledczy po raz kolejny umorzyli śledztwo w sprawie śmierci Parkitnego, uznając, że nie ma dowodów na to, iż przyczynili się do niej pracownicy aresztu lub współwięźniowie. Decyzja nie jest jednak prawomocna. Rodzice zmarłego aresztanta wraz z Helsińską Fundacją Praw Człowieka złożyli kolejne zażalenie na decyzję śledczych. Dodatkowo złożyli w sądzie skargę, zarzucając śledczym opieszałość w działaniu i ukrywanie niektórych dokumentów.
- Przez trzy lata wbrew zaleceniom sądu nie powołali zespołu biegłych, który wypowiedziałby się na temat medycznych przyczyn śmierci naszego syna. Dopiero na tydzień przed umorzeniem sprawy przesłuchali lekarkę, która w ciągu dwóch godzin wydała ustną opinię - mówi Danuta Parkitna. Dlatego od prokuratury domaga się 20 tys. zł odszkodowania za przewlekłość postępowania. - Do skargi państwa Parkitnych ustosunkujemy się, gdy otrzymamy ją z sądu - mówi prokurator Agata Słuszniak, szefowa Prokuratury Rejonowej w Tychach, która prowadziła śledztwo w sprawie zgonu aresztanta.
Według śląskich prawników wyrok w procesie Parkitni kontra areszt będzie miał znaczenie dla dalszego postępowania z osadzonymi mającymi problemy zdrowotne. - Jeżeli rodzina wygra, służba więzienna będzie musiała zmienić procedury dotyczące opieki medycznej aresztantów - twierdzą prawnicy.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
POLECANE:
sobota, 6 lutego 2010
Odszkodowanie za złe wychowanie dziecka.
Pięciu Włochów w wieku od 14 do 15 lat po raz pierwszy osaczyło 12-letnią koleżankę z sąsiedztwa w centrum Mediolanu wiosną 2001 r. Przez dwa kolejne lata - zastraszając, bijąc i szantażując - zmuszali ją wielokrotnie do współżycia seksualnego. Kiedy dziewczyna powiedziała wreszcie o gwałtach rodzicom, sprawców szybko aresztowano, a sąd skazał ich na dwu- i trzyletnie kary więzienia.
Ciężkie depresje zmusiły jednak dziewczynę do przerwania nauki i choć po długiej terapii zdołała wrócić do szkoły, nie nadrobiła braków i do dziś 20-latka nie rozpoczęła wymarzonych studiów. - Kara więzienia nie wystarcza. Pójdź jeszcze raz do sądu, niech rodziny gwałcicieli zapłacą ci odszkodowanie - namawiał ją uporczywie adwokat Giuseppe Alaimo.
Mediolańska sędzia Bianca La Monica poparła roszczenia młodej Włoszki i zasądziła właśnie 450 tys. euro odszkodowań od dziesięciorga rodziców gwałcicieli. - Podczas wychowywania dorastających synów nie pokazali im, co oznacza szacunek dla innych. Nie nauczyli ich nawiązywania innych niż fizyczne kontaktów z dziewczętami. Ich dzieci traktowały swą ofiarę jak rzecz - tłumaczyła sędzia.
Rodzice wszelkimi sposobami próbowali dowodzić, że nie zaniedbywali swych obowiązków. Świadkowie obrony opowiadali sądowi, że synowie nie włóczyli się po nocach, mówili sąsiadom "dzień dobry" i chodzili do kościoła. Szkoła poświadczyła niezłe oceny i udział chłopców w pogadankach o wychowaniu seksualnym.
- Pierwsze zeznania skazanych na temat gwałtów były przerażająco sterylne. Ani śladu własnych emocji czy zrozumienia dla emocji ofiary. Jakieś przebłyski poczucia dyskomfortu lub nawet winy pojawiły się dopiero, kiedy sądowi psycholodzy przymusili ich do refleksji - ocenił sąd. I stwierdził, że brak wyrzutów sumienia, który umożliwił seryjne gwałty, był efektem fatalnego wychowania.
Od odpowiedzialności za synów przestępców nie wywinęli się nawet dwaj ojcowie, którzy po rozwodach już na kilka lat przed rokiem 2001 nie mieszkali na stałe z dziećmi pozostającymi pod opieką matek. - Rozwód nie zwalnia z obowiązku kształtowania swego dziecka - usłyszeli od sędzi.
nieruchomości rzeszów
Podobnym argumentem wobec rozwiedzionych rodzin posługują się też władze brytyjskiego Liverpoolu, gdzie po zasztyletowaniu nastolatka w 2007 r. prokuratura straszy rodziców karami za brak współpracy z policją i nieinformowanie jej, że dzieci wpadły w sidła ulicznych gangów.
- To nowy i dobry trend w Europie. Aby oddać sprawiedliwość ofierze i zapobiegać przestępstwom, trzeba wskazywać na konkretną odpowiedzialność konkretnych winnych. A za przyszłość dzieci są przecież współodpowiedzialni rodzice - twierdzi włoski publicysta Flavio Scarappo.
Orzeczenie sądu cywilnego w Mediolanie to już drugi głośny przykład odradzania się we Włoszech praktyki karania rodziców za tzw. culpa in educando, czyli złe wychowanie. Włoski sąd najwyższy zaledwie kilka miesięcy temu zatwierdził odszkodowanie wypłacone przez rodzinę niespełna 18-letniego mordercy na rzecz rodziny ofiary.
Za winę rodziców sąd uznał absolutną nieumiejętność syna pohamowania negatywnych emocji i wyrażania ich bez użycia przemocy. Kiedy jego niewiele starszy kolega spod Syrakuz zaczął się do niego zalecać, nie potrafił zwyczajnie odmówić czy oświadczyć, że nie jest gejem, lecz impulsywnie zdecydował się zalotnika zabić.
Ciężkie depresje zmusiły jednak dziewczynę do przerwania nauki i choć po długiej terapii zdołała wrócić do szkoły, nie nadrobiła braków i do dziś 20-latka nie rozpoczęła wymarzonych studiów. - Kara więzienia nie wystarcza. Pójdź jeszcze raz do sądu, niech rodziny gwałcicieli zapłacą ci odszkodowanie - namawiał ją uporczywie adwokat Giuseppe Alaimo.
Mediolańska sędzia Bianca La Monica poparła roszczenia młodej Włoszki i zasądziła właśnie 450 tys. euro odszkodowań od dziesięciorga rodziców gwałcicieli. - Podczas wychowywania dorastających synów nie pokazali im, co oznacza szacunek dla innych. Nie nauczyli ich nawiązywania innych niż fizyczne kontaktów z dziewczętami. Ich dzieci traktowały swą ofiarę jak rzecz - tłumaczyła sędzia.
Rodzice wszelkimi sposobami próbowali dowodzić, że nie zaniedbywali swych obowiązków. Świadkowie obrony opowiadali sądowi, że synowie nie włóczyli się po nocach, mówili sąsiadom "dzień dobry" i chodzili do kościoła. Szkoła poświadczyła niezłe oceny i udział chłopców w pogadankach o wychowaniu seksualnym.
- Pierwsze zeznania skazanych na temat gwałtów były przerażająco sterylne. Ani śladu własnych emocji czy zrozumienia dla emocji ofiary. Jakieś przebłyski poczucia dyskomfortu lub nawet winy pojawiły się dopiero, kiedy sądowi psycholodzy przymusili ich do refleksji - ocenił sąd. I stwierdził, że brak wyrzutów sumienia, który umożliwił seryjne gwałty, był efektem fatalnego wychowania.
Od odpowiedzialności za synów przestępców nie wywinęli się nawet dwaj ojcowie, którzy po rozwodach już na kilka lat przed rokiem 2001 nie mieszkali na stałe z dziećmi pozostającymi pod opieką matek. - Rozwód nie zwalnia z obowiązku kształtowania swego dziecka - usłyszeli od sędzi.
nieruchomości rzeszów
Podobnym argumentem wobec rozwiedzionych rodzin posługują się też władze brytyjskiego Liverpoolu, gdzie po zasztyletowaniu nastolatka w 2007 r. prokuratura straszy rodziców karami za brak współpracy z policją i nieinformowanie jej, że dzieci wpadły w sidła ulicznych gangów.
- To nowy i dobry trend w Europie. Aby oddać sprawiedliwość ofierze i zapobiegać przestępstwom, trzeba wskazywać na konkretną odpowiedzialność konkretnych winnych. A za przyszłość dzieci są przecież współodpowiedzialni rodzice - twierdzi włoski publicysta Flavio Scarappo.
Orzeczenie sądu cywilnego w Mediolanie to już drugi głośny przykład odradzania się we Włoszech praktyki karania rodziców za tzw. culpa in educando, czyli złe wychowanie. Włoski sąd najwyższy zaledwie kilka miesięcy temu zatwierdził odszkodowanie wypłacone przez rodzinę niespełna 18-letniego mordercy na rzecz rodziny ofiary.
Za winę rodziców sąd uznał absolutną nieumiejętność syna pohamowania negatywnych emocji i wyrażania ich bez użycia przemocy. Kiedy jego niewiele starszy kolega spod Syrakuz zaczął się do niego zalecać, nie potrafił zwyczajnie odmówić czy oświadczyć, że nie jest gejem, lecz impulsywnie zdecydował się zalotnika zabić.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Mienie zabużańskie - odszkodowanie
Ponad miliard zł rekompensat za mienie zabużańskie
06.02. Warszawa (PAP) - Ponad 1 mld 55 mln zł wyniosła wartość rekompensat za mienie zabużańskie, wypłaconych do końca stycznia tego roku od początku prowadzenia wypłat, czyli od grudnia 2006 roku - poinformował resort skarbu.Przez ten czas ministerstwo przekazało do Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) dane osób uprawnionych do wypłaty 24 tys. 681 odszkodowań.
odszkodowania za wypadek przy pracy, odszkodowanie powypadkowe
"W styczniu 2010 r. przekazano do Banku Gospodarstwa Krajowego dane osób uprawnionych do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza obecnymi granicami Rzeczypospolitej Polskiej, umożliwiające wypłatę w lutym bieżącego roku 565 rekompensat" - podkreśla resort. Ustawa o realizacji prawa do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza granicami RP przyznaje uprawnionym osobom odszkodowania w wysokości 20 proc. wartości zostawionego mienia.
Chodzi o mienie pozostawione przez osoby przesiedlone w latach 1944-1952 z terenów należących przed II wojną światową do Polski. Odszkodowania za mienie zabużańskie są wypłacane z Funduszu Rekompensacyjnego. Fundusz zasilają środki ze sprzedaży gruntów przez Agencję Nieruchomości Rolnych. (PAP)
źródło:www.bankier.pl
czwartek, 4 lutego 2010
Całkiem spore odszkodowanie za śmierć ojca.
200 tys. zł odszkodowania ma wypłacić Minister Sprawiedliwości jednemu z synów Stanisława Wawrzeckiego, skazanego w 1965 r. przez sąd PRL w tzw. aferze mięsnej na śmierć, i straconego - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie.
Sędzia uwzględnił nieprawomocnie pozew jednego z trzech synów skazanego, Andrzeja, który pozwał Skarb Państwa domagając się 500 tys. zł za śmierć ojca. Nie wiadomo, czy strony będą składały apelacje; na ogłoszeniu wyroku nie było ich przedstawicieli.
Sąd uznał związek przyczynowy między przekroczeniem uprawnień przez nieżyjących już sędziów, którzy wydali wyrok śmierci, a szkodą, jaką dla powoda była utrata ojca. Sąd podkreślił, że gdyby nie bezpodstawnie zastosowany przez sąd PRL tryb doraźny, Wawrzecki nie zostałby skazany na śmierć. Według sądu, tamten proces miał na celu "określony cel propagandowy" i był "przygotowywany w różnych kręgach" - dlatego odszkodowanie ma wypłacić "jednostka nadrzędna" wobec sądu PRL.
REKLAMA Czytaj dalej
Orzeczenie wobec Wawrzeckiego, dyrektora warszawskiego Miejskiego Handlu Mięsem, było jedynym wykonanym w PRL po 1956 r. wyrokiem śmierci za przestępstwo gospodarcze. Według wielu opinii, był to "mord sądowy", a wyrok wydano faktycznie na najwyższych szczeblach władzy - nalegać miał na to szef PZPR Władysław Gomułka. Składowi sędziowskiemu przewodniczył nieżyjący już Roman Kryże, który w okresie stalinowskim wydał wiele wyroków śmierci wobec żołnierzy AK.
nieruchomości rzeszów
Wawrzecki przyznał, że brał łapówki od kierowników sklepów mięsnych, w sumie ok. 3,5 mln ówczesnych zł. Oprócz niego oskarżono czterech dyrektorów handlu mięsem, czterech kierowników sklepów i właściciela masarni. Prokurator wniósł o trzy kary śmierci. Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy orzekł jedną. Czterech innych dyrektorów skazano na dożywocie; pozostali podsądni dostali od 12 do 9 lat więzienia; orzeczono też przepadek mienia i wysokie grzywny. W aktach nie zachowały się przemówienia końcowe; nie ma tego zapisu rozprawy ani protokołu wykonania wyroku.
W 2004 r. Sąd Najwyższy - uwzględniając kasację rzecznika praw obywatelskich Andrzeja Zolla - orzekł, że wyroki zapadły z rażącym naruszeniem prawa i uchylił je. Zarazem postępowanie wobec wszystkich 10 skazanych umorzono, bo żaden z nich już nie żył, a sprawa przedawniła się w 1989 r. SN podkreślał, że wyrok nie może służyć pełnej rehabilitacji skazanych, gdyż nawet kasacja RPO nie podważała ich winy.
W 2007 r. warszawski sąd uznał, że bliscy Wawrzeckiego nie dostaną rekompensaty za skonfiskowany wówczas majątek - mieszkanie, dom pod Warszawą, a także kilka kilogramów złota w sztabkach i biżuterię. Wcześniej sąd przyznał jego żonie i innemu synowi po 108 tys. zł odszkodowania.
Oddzielnie powództwo wytoczył Andrzej Wawrzecki. Mężczyzna, który w chwili śmierci ojca miał 15 lat, jest przekonany, że gdyby nie aresztowanie i stracenie ojca, jego życie potoczyłoby się inaczej. Mówił też, że z ojcem łączyła go bardzo bliska więź i że do dzisiaj odczuwa jego brak.
W 2009 r. zeznawał on w sądzie o szykanach w szkole i pracy. Po śmierci ojca wyrzucono go z liceum. - W szkole wytykali mnie palcami, dzielnicowy co chwila przychodził do domu sprawdzać, co się dzieje, mieszkanie podlegało przepadkowi mienia, na wszystkie sprzęty trzeba było mieć rachunki, inaczej zabierał je komornik - wspominał. Przerwał naukę, poszedł do wojska, potem imał się rożnych zajęć, ale - jak mówił - gdy przełożeni dowiadywali się, kim jest, kazali mu się zwalniać z pracy. Rozładowywał wagony, był pomocnikiem wiertacza, rozwoził mleko. Gdy dzięki znajomości angielskiego zdobył pracę w ambasadzie Egiptu, nachodzili go funkcjonariusze SB, aż wreszcie i stamtąd się zwolnił. Od 1986 r. był na rencie, najwyższa wynosiła 438 zł, po śmierci żony przeszedł na korzystniejszą dla niego rentę rodzinną.
- Ojca pana Andrzeja zabrało państwo i wiedziało o tym bardzo wiele osób. Najohydniejsza była nagonka, ludzie dali się przekonać, że skazani to zbrodniarze - mówił wcześniej w mowie końcowej reprezentujący powoda mec. Dariusz Pluta. Argumentował, że za naruszenie prawa do życia w pełnej rodzinie należy się zadośćuczynienie. Reprezentująca Skarb Państwa Aldona Łoniewska-Szczypior zgodziła się, że skazanie Wawrzeckiego było, według dzisiejszych standardów, niewyobrażalne. Jej zdaniem jednak powód nie wykazał, że należy mu się zadośćuczynienie od Skarbu Państwa.
Sąd uwzględnił częściowo pozew, uznając kwotę 200 tys. zł za adekwatną do wyrządzonej szkody. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Hanna Muranowska-Suchocka mówiła, że powód poniósł szkodę wskutek działań funkcjonariuszy państwa, za co należy mu się odszkodowanie.
- Śmierć ojca wpłynęła na jego sytuację życiową, nie tylko materialną, ale i emocjonalną - dodała sędzia. - On żył z piętnem tej sprawy - podkreśliła sędzia. Według niej, wina sędziów z lat 60. co prawda nie została stwierdzona w trybie karnym czy dyscyplinarnym, ale wynika to tylko z faktu, że już nie żyją. Sędzia powiedziała, że gdyby w 1965 r. nie zastosowano trybu doraźnego, Wawrzecki byłby zapewne skazany na karę więzienia, a wtedy "sytuacja jego bliskich byłaby zupełnie inna".
- To rodzaj rozliczenia czy też długu, który muszą płacić kolejne pokolenia ku przestrodze, by nie było takich spraw więcej - powiedział mec. Pluta. Dodał, że decyzję o ewentualnej apelacji podejmie jego klient.
Niedawno pion śledczy IPN oskarżył 85-letniego Feliksa Eugeniusza W., prokuratora z "afery mięsnej", o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków - za co grozi do trzech lat więzienia. Nie przyznał się on do zarzutu. Według IPN, pomimo braku podstaw do prowadzenia procesu w trybie doraźnym, bezzasadnie powołał się na dekret z 1945 r. o postępowaniu doraźnym, składając na tej podstawie wnioski o kary śmierci dla oskarżonych. Zdaniem IPN, było to przejawem "rażąco nieadekwatnej represji w ramach dyrektyw sądowego wymiaru kary dla osiągnięcia celów propagandowych i politycznych". W 2009 r. stołeczny sąd rejonowy odroczył, do wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. konstytucyjności zapisów o zbrodni komunistycznej, decyzję, czy na wniosek obrony umorzyć sprawę W.
źródło: wiadomosci.wp.pl
POLECANE:
Sędzia uwzględnił nieprawomocnie pozew jednego z trzech synów skazanego, Andrzeja, który pozwał Skarb Państwa domagając się 500 tys. zł za śmierć ojca. Nie wiadomo, czy strony będą składały apelacje; na ogłoszeniu wyroku nie było ich przedstawicieli.
Sąd uznał związek przyczynowy między przekroczeniem uprawnień przez nieżyjących już sędziów, którzy wydali wyrok śmierci, a szkodą, jaką dla powoda była utrata ojca. Sąd podkreślił, że gdyby nie bezpodstawnie zastosowany przez sąd PRL tryb doraźny, Wawrzecki nie zostałby skazany na śmierć. Według sądu, tamten proces miał na celu "określony cel propagandowy" i był "przygotowywany w różnych kręgach" - dlatego odszkodowanie ma wypłacić "jednostka nadrzędna" wobec sądu PRL.
REKLAMA Czytaj dalej
Orzeczenie wobec Wawrzeckiego, dyrektora warszawskiego Miejskiego Handlu Mięsem, było jedynym wykonanym w PRL po 1956 r. wyrokiem śmierci za przestępstwo gospodarcze. Według wielu opinii, był to "mord sądowy", a wyrok wydano faktycznie na najwyższych szczeblach władzy - nalegać miał na to szef PZPR Władysław Gomułka. Składowi sędziowskiemu przewodniczył nieżyjący już Roman Kryże, który w okresie stalinowskim wydał wiele wyroków śmierci wobec żołnierzy AK.
nieruchomości rzeszów
Wawrzecki przyznał, że brał łapówki od kierowników sklepów mięsnych, w sumie ok. 3,5 mln ówczesnych zł. Oprócz niego oskarżono czterech dyrektorów handlu mięsem, czterech kierowników sklepów i właściciela masarni. Prokurator wniósł o trzy kary śmierci. Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy orzekł jedną. Czterech innych dyrektorów skazano na dożywocie; pozostali podsądni dostali od 12 do 9 lat więzienia; orzeczono też przepadek mienia i wysokie grzywny. W aktach nie zachowały się przemówienia końcowe; nie ma tego zapisu rozprawy ani protokołu wykonania wyroku.
W 2004 r. Sąd Najwyższy - uwzględniając kasację rzecznika praw obywatelskich Andrzeja Zolla - orzekł, że wyroki zapadły z rażącym naruszeniem prawa i uchylił je. Zarazem postępowanie wobec wszystkich 10 skazanych umorzono, bo żaden z nich już nie żył, a sprawa przedawniła się w 1989 r. SN podkreślał, że wyrok nie może służyć pełnej rehabilitacji skazanych, gdyż nawet kasacja RPO nie podważała ich winy.
W 2007 r. warszawski sąd uznał, że bliscy Wawrzeckiego nie dostaną rekompensaty za skonfiskowany wówczas majątek - mieszkanie, dom pod Warszawą, a także kilka kilogramów złota w sztabkach i biżuterię. Wcześniej sąd przyznał jego żonie i innemu synowi po 108 tys. zł odszkodowania.
Oddzielnie powództwo wytoczył Andrzej Wawrzecki. Mężczyzna, który w chwili śmierci ojca miał 15 lat, jest przekonany, że gdyby nie aresztowanie i stracenie ojca, jego życie potoczyłoby się inaczej. Mówił też, że z ojcem łączyła go bardzo bliska więź i że do dzisiaj odczuwa jego brak.
W 2009 r. zeznawał on w sądzie o szykanach w szkole i pracy. Po śmierci ojca wyrzucono go z liceum. - W szkole wytykali mnie palcami, dzielnicowy co chwila przychodził do domu sprawdzać, co się dzieje, mieszkanie podlegało przepadkowi mienia, na wszystkie sprzęty trzeba było mieć rachunki, inaczej zabierał je komornik - wspominał. Przerwał naukę, poszedł do wojska, potem imał się rożnych zajęć, ale - jak mówił - gdy przełożeni dowiadywali się, kim jest, kazali mu się zwalniać z pracy. Rozładowywał wagony, był pomocnikiem wiertacza, rozwoził mleko. Gdy dzięki znajomości angielskiego zdobył pracę w ambasadzie Egiptu, nachodzili go funkcjonariusze SB, aż wreszcie i stamtąd się zwolnił. Od 1986 r. był na rencie, najwyższa wynosiła 438 zł, po śmierci żony przeszedł na korzystniejszą dla niego rentę rodzinną.
- Ojca pana Andrzeja zabrało państwo i wiedziało o tym bardzo wiele osób. Najohydniejsza była nagonka, ludzie dali się przekonać, że skazani to zbrodniarze - mówił wcześniej w mowie końcowej reprezentujący powoda mec. Dariusz Pluta. Argumentował, że za naruszenie prawa do życia w pełnej rodzinie należy się zadośćuczynienie. Reprezentująca Skarb Państwa Aldona Łoniewska-Szczypior zgodziła się, że skazanie Wawrzeckiego było, według dzisiejszych standardów, niewyobrażalne. Jej zdaniem jednak powód nie wykazał, że należy mu się zadośćuczynienie od Skarbu Państwa.
Sąd uwzględnił częściowo pozew, uznając kwotę 200 tys. zł za adekwatną do wyrządzonej szkody. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Hanna Muranowska-Suchocka mówiła, że powód poniósł szkodę wskutek działań funkcjonariuszy państwa, za co należy mu się odszkodowanie.
- Śmierć ojca wpłynęła na jego sytuację życiową, nie tylko materialną, ale i emocjonalną - dodała sędzia. - On żył z piętnem tej sprawy - podkreśliła sędzia. Według niej, wina sędziów z lat 60. co prawda nie została stwierdzona w trybie karnym czy dyscyplinarnym, ale wynika to tylko z faktu, że już nie żyją. Sędzia powiedziała, że gdyby w 1965 r. nie zastosowano trybu doraźnego, Wawrzecki byłby zapewne skazany na karę więzienia, a wtedy "sytuacja jego bliskich byłaby zupełnie inna".
- To rodzaj rozliczenia czy też długu, który muszą płacić kolejne pokolenia ku przestrodze, by nie było takich spraw więcej - powiedział mec. Pluta. Dodał, że decyzję o ewentualnej apelacji podejmie jego klient.
Niedawno pion śledczy IPN oskarżył 85-letniego Feliksa Eugeniusza W., prokuratora z "afery mięsnej", o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków - za co grozi do trzech lat więzienia. Nie przyznał się on do zarzutu. Według IPN, pomimo braku podstaw do prowadzenia procesu w trybie doraźnym, bezzasadnie powołał się na dekret z 1945 r. o postępowaniu doraźnym, składając na tej podstawie wnioski o kary śmierci dla oskarżonych. Zdaniem IPN, było to przejawem "rażąco nieadekwatnej represji w ramach dyrektyw sądowego wymiaru kary dla osiągnięcia celów propagandowych i politycznych". W 2009 r. stołeczny sąd rejonowy odroczył, do wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. konstytucyjności zapisów o zbrodni komunistycznej, decyzję, czy na wniosek obrony umorzyć sprawę W.
źródło: wiadomosci.wp.pl
POLECANE:
wtorek, 2 lutego 2010
Odszkodowanie za 4 lata więzienia.
Sąd w Gdańsku przyznał 300 tysięcy odszkodowania dla niesłusznie skazanego za morderstwo
Tomasz Kułaczewski, niesłusznie skazany i osadzony na prawie cztery lata więzienia za morderstwo, dostanie od skarbu Państwa 300 tys. zł. zadośćuczynienia za wyrządzoną krzywdę i 14 tys. zł. odszkodowania.
Tak dzisiaj postanowił sąd. Kułaczewski żądał 500 tys. zadośćuczynienia, 15 tys. odszkodowania i renty.Tomasz Kułaczewski został skazany na 15 lat więzienia za zamordowanie dziecka. Wyszedł na wolność w czerwcu 2006, po tym, jak inny mężczyzna przyznał się do czynu, który przypisywano Kułaczewskiemu. Od razu po wyjściu zapowiadał, że będzie zabiegał o rekompensatę za cierpienia, których doznał za kratkami, gdzie - jak sam przyznawał, był bity, poniżany i wykorzystywany seksualnie.
nieruchomości rzeszów
Sprawa o odszkodowanie i zadośćuczynienie toczyła się w sądzie okręgowym w Gdańsku od maja 2007. Po wyjściu z sali Tomasz Kułaczewski przyznał, że raczej nie będzie składał apelacji.
- Chciałbym kupić jakieś mieszkanie w bloku, skuter, resztę odłożyć na lokacie - mówił po wyjściu z sali sądowej.
źródło: gdansk.naszemiasto.pl
poniedziałek, 1 lutego 2010
Odszkodowanie za piracką muzyke
Nic nie wskazuje na to, by miał się ku końcowi spór pomiędzy RIAA a oskarżaną o nielegalne pobieranie muzyki z Internetu Jammie Thomas-Rasset. Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Nagraniowego przygotowuje się do kolejnej rozprawy, po tym jak kobieta odrzuciła złożoną jej kilka dni temu propozycję ugody.
Cara Duckworth, rzeczniczka organizacji, potwierdziła rozpoczęcie przygotowań do wznowienia procesu przeciw Thomas-Rasset. W ubiegłym tygodniu RIAA zaproponowała jej ugodę , w ramach której kobieta miałaby do zapłaty 25 tys. dolarów odszkodowania. Amerykanka odrzuciła tę propozycję.
Odszkodowanie zmienne jest
Przypomnijmy, że w pierwszym procesie (w 2007 r.) wytoczonym kobiecie przez RIAA za pobranie i udostępnienie w sieci P2P 24 utworów kwota odszkodowania zasądzona do zapłaty na rzecz koncernów fonograficznych wyniosła 220 tys. USD. Wyrok ten jednak został uchylony.
Sprawa ponownie trafiła na wokandę w czerwcu 2008 r., jednak w tym wypadku sankcje były znacznie bardziej dotkliwe - ława przysięgłych uznała Thomas-Rasset winną światowego naruszenia przepisów o ochronie praw autorskich. Wysokość zasądzonego przez sąd federalny odszkodowania dla wytwórni fonograficznych ustalono 1,92 mln dolarów.
odszkodowania za wypadek przy pracy, odszkodowanie powypadkowe
Prawnicy kobiety zapowiedzieli wówczas złożenie apelacji, powołując się na nieproporcjonalność kwoty odszkodowania do rzeczywistych szkód. Argumentację tę podzielił pod koniec stycznia 2010 r. sędzia Michael Davis, ten sam sędzia, który już wcześniej zmniejszył Amerykance karę.
Uznał on, że potrzeba odstraszania (od piractwa internetowego) nie może usprawiedliwić kary w tej wysokości za kradzież i nielegalną dystrybucję 24 piosenek. Jednocześnie wyznaczył nową wysokość grzywny - 54 tys. dolarów.
Oferta ugody
Wkrótce potem Stowarzyszenie przekazało prawnikom Thomas-Rasset swoją ofertę - 25 tys. dolarów odszkodowania w zamian za wycofanie zarzutów, ale tylko pod warunkiem, że sąd zawiesi lub zmodyfikuje ostatnie orzeczenie. RIAA argumentowała, że było ono częściowo niezgodne z obowiązującymi przepisami. Organizacja zapewniła, że kwota odszkodowania wpłacona przez Amerykankę zostanie przekazana na cele charytatywne (pomoc dla artystów mających trudności z utrzymaniem się z zawodu).
Prawnicy kobiety propozycję RIAA szybko odrzucili: "Wierzymy, że kwoty odszkodowania za naruszenie praw autorskich są niezgodne z konstytucją ponieważ nie mają żadnego związku z rzeczywistą szkodą właścicieli tych praw. Jammie nigdy nie zgodzi się na zapłatę i będzie walczyć aż do końca".
Duckworth, w wiadomości e-mail przesłanej do redakcji magazynu computerworld.com, napisała: "To wstyd, że pani Thomas-Rasset wciąż unika odpowiedzialności za swoje czyny, zamiast zaakceptować rozsądną ofertę ugody i zakończyć tę sprawę. W związku z tym zaczniemy przygotowania do nowej rozprawy".
źródło:pcworld.pl/
POLECANE:
http://odszkodowania.mblog.pl/
http://www.odszkodowania12.8log.pl
Cara Duckworth, rzeczniczka organizacji, potwierdziła rozpoczęcie przygotowań do wznowienia procesu przeciw Thomas-Rasset. W ubiegłym tygodniu RIAA zaproponowała jej ugodę , w ramach której kobieta miałaby do zapłaty 25 tys. dolarów odszkodowania. Amerykanka odrzuciła tę propozycję.
Odszkodowanie zmienne jest
Przypomnijmy, że w pierwszym procesie (w 2007 r.) wytoczonym kobiecie przez RIAA za pobranie i udostępnienie w sieci P2P 24 utworów kwota odszkodowania zasądzona do zapłaty na rzecz koncernów fonograficznych wyniosła 220 tys. USD. Wyrok ten jednak został uchylony.
Sprawa ponownie trafiła na wokandę w czerwcu 2008 r., jednak w tym wypadku sankcje były znacznie bardziej dotkliwe - ława przysięgłych uznała Thomas-Rasset winną światowego naruszenia przepisów o ochronie praw autorskich. Wysokość zasądzonego przez sąd federalny odszkodowania dla wytwórni fonograficznych ustalono 1,92 mln dolarów.
odszkodowania za wypadek przy pracy, odszkodowanie powypadkowe
Prawnicy kobiety zapowiedzieli wówczas złożenie apelacji, powołując się na nieproporcjonalność kwoty odszkodowania do rzeczywistych szkód. Argumentację tę podzielił pod koniec stycznia 2010 r. sędzia Michael Davis, ten sam sędzia, który już wcześniej zmniejszył Amerykance karę.
Uznał on, że potrzeba odstraszania (od piractwa internetowego) nie może usprawiedliwić kary w tej wysokości za kradzież i nielegalną dystrybucję 24 piosenek. Jednocześnie wyznaczył nową wysokość grzywny - 54 tys. dolarów.
Oferta ugody
Wkrótce potem Stowarzyszenie przekazało prawnikom Thomas-Rasset swoją ofertę - 25 tys. dolarów odszkodowania w zamian za wycofanie zarzutów, ale tylko pod warunkiem, że sąd zawiesi lub zmodyfikuje ostatnie orzeczenie. RIAA argumentowała, że było ono częściowo niezgodne z obowiązującymi przepisami. Organizacja zapewniła, że kwota odszkodowania wpłacona przez Amerykankę zostanie przekazana na cele charytatywne (pomoc dla artystów mających trudności z utrzymaniem się z zawodu).
Prawnicy kobiety propozycję RIAA szybko odrzucili: "Wierzymy, że kwoty odszkodowania za naruszenie praw autorskich są niezgodne z konstytucją ponieważ nie mają żadnego związku z rzeczywistą szkodą właścicieli tych praw. Jammie nigdy nie zgodzi się na zapłatę i będzie walczyć aż do końca".
Duckworth, w wiadomości e-mail przesłanej do redakcji magazynu computerworld.com, napisała: "To wstyd, że pani Thomas-Rasset wciąż unika odpowiedzialności za swoje czyny, zamiast zaakceptować rozsądną ofertę ugody i zakończyć tę sprawę. W związku z tym zaczniemy przygotowania do nowej rozprawy".
źródło:pcworld.pl/
POLECANE:
http://odszkodowania.mblog.pl/
http://www.odszkodowania12.8log.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)