poniedziałek, 8 lutego 2010

Żądają miliona odszkodowania za śmierć syna.

29-latek w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł w areszcie w Tarnowskich Górach tuż po zatrzymaniu. Jego rodzice domagają się miliona złotych zadośćuczynienia. - Wyrok w tej sprawie będzie miał wpływ na postępowanie z aresztowanymi - uważają prawnicy.

- Nic na ten temat nie wiemy i do czasu aż sąd nie przekaże nam odpisu pozwu nie będziemy komentowali tej sprawy - mówi kapitan Piotr Kołodziej, zastępca dyrektora aresztu śledczego w Tarnowskich Górach. To od tej placówki rodzice Sebastiana Parkitnego domagają się miliona złotych zadośćuczynienia oraz zwrotu kosztów pogrzebu. Zarzucają strażnikom niedopełnienie obowiązków i niezapewnienie ich synowi bezpieczeństwa. To rekordowe żądanie w historii śląskiej służby więziennej.
Pozew Parkitnych został przyjęty przez Sąd Okręgowy w Gliwicach, kilkanaście dni temu zostali też zwolnieni przez sędziów z kosztów. - Nie jesteśmy pazerni. Chcemy, żeby ten proces był nauczką dla funkcjonariuszy, bo przecież aresztowani to też ludzie - mówi Danuta Parkitna, matka zmarłego mężczyzny.
29-letni Sebastian z Dąbrowy Górniczej został zatrzymany przez oficerów Centralnego Biura Śledczego w grudniu 2006 r. Był podejrzany o udział w zorganizowanej grupie przestępczej i pobicie członków klubu motocyklowego z Opolszczyzny. Na wniosek prokuratury mężczyzna trafił do aresztu w Tarnowskich Górach. Był zdrowy, co roku - jako kierowca testowy samochodów rajdowych - przechodził specjalistyczne badania lekarskie.
Dziesięć dni po aresztowaniu nieoczekiwanie zmarł. Sekcja zwłok wykazała, że powodem zgonu był obrzęk mózgu. Według biegłych najbardziej prawdopodobną przyczyną jego powstania mogło być zatrucie nieznaną substancją. Nie potrafili jednak ustalić, jak było w tym przypadku, bo tuż po śmierci mężczyzny w niewyjaśnionych okolicznościach znikła koszulka, na którą wymiotował. Specjaliści nie mogli więc zbadać wymiocin.

nieruchomości rzeszów

Wiadomo, że po kolacji Parkitny zaczął się skarżyć współwięźniom, że boli go brzuch i głowa, miał też wymioty i biegunkę. Około godz. 23 stracił przytomność i zaczął się moczyć. Koledzy z celi alarmowali strażników. Jednak ci karetkę pogotowia wezwali dopiero po godz. 1, a znajdujący się w śpiączce mężczyzna do szpitala trafił dopiero o godz. 3. Wtedy na ratunek było już jednak za późno.
- W areszcie nie było stałej opieki lekarskiej, nikt nie nadzorował cel z więźniami, dochodziło tam do przypadków przemocy, a służbie więziennej prawie godzinę zajęło zorganizowanie konwoju, który zawiózł syna do szpitala - wylicza Danuta Parkitna. Zdaniem jej męża Zdzisława te błędy i zaniechania strażników przyczyniły się do śmierci ich syna. - Sebastian nie miał statusu niebezpiecznego przestępcy, więc gdyby od razu zawieźli go do szpitala, być może by żył - mówi rozżalony ojciec.
Służba więzienna nie komentuje tych zarzutów. - Dla nas to także była przykra sprawa, jednak wszystkie jej okoliczności wyjaśnia prokuratura i czekamy na jej ustalenia - mówi kapitan Kołodziej.
31 grudnia śledczy po raz kolejny umorzyli śledztwo w sprawie śmierci Parkitnego, uznając, że nie ma dowodów na to, iż przyczynili się do niej pracownicy aresztu lub współwięźniowie. Decyzja nie jest jednak prawomocna. Rodzice zmarłego aresztanta wraz z Helsińską Fundacją Praw Człowieka złożyli kolejne zażalenie na decyzję śledczych. Dodatkowo złożyli w sądzie skargę, zarzucając śledczym opieszałość w działaniu i ukrywanie niektórych dokumentów.
- Przez trzy lata wbrew zaleceniom sądu nie powołali zespołu biegłych, który wypowiedziałby się na temat medycznych przyczyn śmierci naszego syna. Dopiero na tydzień przed umorzeniem sprawy przesłuchali lekarkę, która w ciągu dwóch godzin wydała ustną opinię - mówi Danuta Parkitna. Dlatego od prokuratury domaga się 20 tys. zł odszkodowania za przewlekłość postępowania. - Do skargi państwa Parkitnych ustosunkujemy się, gdy otrzymamy ją z sądu - mówi prokurator Agata Słuszniak, szefowa Prokuratury Rejonowej w Tychach, która prowadziła śledztwo w sprawie zgonu aresztanta.
Według śląskich prawników wyrok w procesie Parkitni kontra areszt będzie miał znaczenie dla dalszego postępowania z osadzonymi mającymi problemy zdrowotne. - Jeżeli rodzina wygra, służba więzienna będzie musiała zmienić procedury dotyczące opieki medycznej aresztantów - twierdzą prawnicy.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

POLECANE:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz